Jakie będą kluczowe tematy szczytu klimatycznego w Baku, jakie najtrudniejsze kwestie do negocjowania? Jakie stanowisko przygotowuje polska strona? w jakim stopniu będą one zbieżne, a w jakim rozbieżne z polską polityką poprzednich lat i z tym, co polska strona przedstawiła na COP28 w Dubaju?
- Szczyty klimatyczne COP to miejsce, gdzie kształtują się nie tylko strategie klimatyczne, ale także długoterminowe trajektorie rozwoju ekonomicznego na całym świecie. Międzynarodowe deklaracje dotyczące redukcji emisji gazów cieplarnianych, zwiększenia udziału odnawialnych źródeł energii w globalnym miksie energetycznym czy przyspieszenia tempa poprawy efektywności energetycznej wytyczają ścieżki, którymi będzie podążać światowa gospodarka przez najbliższe dekady - mówi nam Katarzyna Wrona, dyrektor Departamentu Ochrony Powietrza i Negocjacji Klimatycznych Ministerstwa Klimatu i Środowiska (MKiŚ).
I podkreśla, że Polska od początku jest aktywnym uczestnikiem tego procesu. W jego ramach bowiem czterokrotnie objęła Prezydencję COP (pierwszy raz podczas COP5 w Bonn w 1999 roku), a dodatkowo trzykrotnie organizowała szczyty (w 2008 roku w Poznaniu, w 2013 roku w Warszawie oraz w 2018 roku - w Katowicach)
- Przed przywódcami państw, przedsiębiorstwami i samorządami stoi pięć kluczowych wyzwań, które powinny być uzgodnione podczas konferencji i wdrożone bezzwłocznie po niej - zauważa z kolei Mirosław Proppé, prezes fundacji WWF Polska.
Zmiany klimatu są groźne dla cywilizacji. Potrzeba przełomu
Baku w Azerbejdżanie będzie gospodarzem COP29. Decyzja ta zapadła rok temu, bowiem wcześniej konferencja była planowana w toczącej wojnę Rosji. Po zmianie lokalizacji na kraj, którego gospodarka oparta jest o paliwa kopalne (podobnie zresztą jak Rosji czy ubiegłorocznego gospodarza COP – Zjednoczonych Emiratów Arabskich) pojawiły się pytania, czy konferencja przyniesie wymierne efekty dla procesu odejścia od nich. Deklarację początku końca tego procesu uznaje się za najważniejszy efekt zeszłorocznego COP28 w Dubaju.
Mirosław Proppé, prezes fundacji WWF Polska, przypomina, że w Dubaju zgodzono się co do dwóch zasadniczych kwestii. Pierwsza to właśnie konieczność odejścia od zużywania paliw kopalnych w gospodarce światowej.
Druga – uruchomienie funduszu strat i zniszczeń ("Loss and Damage") dla krajów globalnego Południa, które nie będą w stanie samodzielnie wprowadzić odpowiednich rozwiązań dla mitygacji i adaptacji do skutków zmiany klimatu.
- Dekada 2020-2030 jest kluczowa z punktu widzenia powstrzymania przyrostu skutków zmiany klimatu. Sławne 1,5 stopnia C z Porozumienia paryskiego to naukowo wyznaczona granica, przy której skutki zmiany klimatu będą jeszcze do zniesienia przez naszą cywilizację. Aby nie przekroczyć tej granicy, nie możemy dopuścić do przekroczenia tzw. punktów krytycznych, czyli zmienić elementów globalnego systemu klimatyczno-przyrodniczego. Jeśli złamiemy te "plomby" systemu, skutki zmian będą bardziej drastyczne i zagrożą naszej cywilizacji. Trzy podstawowe bezpieczniki to pokrywa lodowa Grenlandii, Atlantycka Południkowa Cyrkulacja Wymienna (której elementem jest Golfstrom stabilizujący klimat i pogodę w Europie) oraz lasy tropikalne w Amazonii (których wycięliśmy już 20 proc.) - wylicza Proppé.
Wciąż nie ma daty globalnego odejścia od paliw kopalnych
Zdaniem Mirosława Proppé patrząc na czynniki ryzyka wskazywane przez strony tradycyjnie nie związane z przyrodą i naturą, wyzwania stojące przed kolejnym COP są tym bardziej pilne i wymagają pięciu kluczowych, ambitnych i odważnych decyzji. To po pierwsze ustalenie konkretnej już daty odejścia od paliw kopalnych.
- Powinno to być najdalej do 2050 roku, a w przypadku państw rozwiniętych, w tym Polski, do 2040 roku. Odejście od paliw kopalnych jest konieczne dla minimalizacji skutków zmiany klimatu, ale też jest koniecznością ekonomiczną. Już w 2023 roku koszty wytwarzania energii z 96 proc. nowych farm fotowoltaicznych i lądowych wiatrowych (w skali przemysłowej, nie prosumenckich) były niższe niż nowych instalacji węglowych i gazowych.
Proppé zauważa, że Azerbejdżan jest krajem globalnego Południa, a jego gospodarka w dużej mierze opiera się na paliwach kopalnych. Jednak jego zdaniem przykład porozumienia z Dubaju pokazuje, że liderzy krajów zasobnych w ropę widzą konieczność transformacji.
- Azerbejdżanowi zapewne trzeba więcej pomóc, bo jest mniej zasobnym krajem niż ZEA. Finanse to jedno, ale ambicja i przywództwo w zmianie to cechy, które są jej podstawowym elementem. Kraje globalnej Północy, w tym Polska, powinny dawać przykład przewodnictwa w tej zmianie, a nie wskazywać na biedniejsze kraje, aby się same zmieniały - podkreśla.
Uczciwa transformacja to troska o rozwój Globalnego Południa
- Do dyskusji o transformacji sektora energetycznego wszyscy już przywykliśmy. To, co teraz przed nami, to podobne zmiany w sektorach rolnictwa i żywności, urbanizacji i infrastruktury (w tym transportu) oraz przemysłowych. Wiele technologii jest już gotowych do zastosowania, takich jak uprawa dążąca do odnowy gleby, elektryfikacja transportu czy rozwiązań z zakresu GOZ – mówi Proppé i dodaje, że w Polsce temat ten jest pomijany przez kolejne rządy i administracje.
- Trzecia istotna i oczekiwana w Baku decyzja to sprawiedliwa transformacja - mówi Proppé. Kluczem do niej jest "uczciwa dyskusja, zrozumienie obaw i lęków, ale także wdrożenie rozwiązań, które dają dotkniętym skutkami zmiany nową ścieżkę życia, a nie zapomogę".
- Drogą jest tu zupełnie inne podejście, nie oparte o kolonialną zasadę "inwestuję i zatrudniam, pomnażając mój dobytek", ale umożliwienie edukacji i współwłasności. Kraje globalnego Południa potrzebują rozwoju ich społeczeństwa, kształcenia w nowych technologiach oraz mechanizmów podobnych do spółdzielczości – tak jak w Europie dopuszczamy współwłasność w nowych farmach wiatrowych czy PV lokalnych społeczności i gmin - zaznacza.
Chodzi o pieniądze
Oko.press zwraca uwagę też na kwestie finansowe, które będzie poruszać tegoroczna konferencja.
Tegoroczny COP będzie bardziej niż zwykle skazany na porażkę, ponieważ głównym tematem szczytu są pieniądze – wieczna kość niezgody kolejnych rund negocjacji. Kłótnie o pieniądze mają u podstawy zasadniczo rozbieżne postrzeganie tego, kto jest odpowiedzialny za zmianę klimatu i kto ponosi najgorsze jej konsekwencje.
W pewnym uproszczeniu chodzi o bogate kraje globalnej Północy z USA i Unią Europejską na czele, wzbogacone w czasach, gdy zagadnienie wpływu emisji gazów cieplarnianych na klimat było jeszcze kwestią rozważaną głównie przez naukowców i którą media zajmowały się co najwyżej jako ciekawostką.
Z drugiej strony mamy najbiedniejsze kraje Afryki i Azji, cierpiące nieproporcjonalnie na skutek wywołanych przez wzrost temperatury ekstremalnych zjawisk pogodowych, a których udział w historycznie skumulowanych emisjach jest znacząco mniejszy. To właśnie te kraje domagają się od światowych bogaczy zwiększenia tzw. finansowania klimatycznego, czyli pomocy w adaptacji do pogarszających się warunków klimatycznych, inwestycji w niskoemisyjne źródła energii, oraz w naprawę szkód wyrządzonych przez pogodowe ekstrema.
Głównym wyzwaniem szczytu w Baku będzie więc wypracowanie przez strony po raz pierwszy od 15 lat nowego wspólnego celu finansowania działań dla klimatu. Cel ten ma w 2025 roku zastąpić poprzedni, z 2009 roku, kiedy kraje rozwinięte zgodziły się, by do 2020 roku przeznaczać minimum 100 mld dolarów rocznie dla krajów rozwijających się w ramach wsparcia klimatycznego.
Suma 100 mld dolarów nie wydaje się wygórowana (PKB tylko Unii Europejskiej według parytetu siły nabywczej wynosi… 28 bilionów dolarów, 280 razy więcej), niemniej cel osiągnięto dopiero w 2022 roku, przy czym część ekspertów uznaje, że “sukces” nastąpił bardziej dzięki księgowym sztuczkom niż przeznaczenia realnych sum.
Ile powinien wynieść nowy cel finansowy – nie wiadomo. Kraje bogate jak ognia unikają jakichkolwiek deklaracji oprócz ogólnikowego i oczywistego stwierdzenia, że nowy cel powinien wynosić więcej niż poprzedni (tak zresztą zapisano w Porozumieniu Paryskim).
Analizy eksperckie i propozycje – składane głównie przez kraje rozwijające się – są bardzo rozbieżne, od 200 mld dolarów rocznie do 2035 roku, co miałoby jedynie odzwierciedlać inflację i wzrost gospodarczy, aż do 2,4 bln dolarów (także rocznie) do roku 2030. Większość propozycji oscyluje jednak wokół sumy 1 bln dolarów rocznie do roku 2030. Szczegółową analizę problemu opublikował niedawno ceniony serwis Carbon Brief.
Więcej i szybciej
Drugim celem szczytu ma być porozumienie w sprawie wzmacniania krajowych planów i celów klimatycznych – chodzi o nowe ścieżki redukcji emisji mające zmierzać do ogólnego celu neutralności klimatycznej gospodarki światowej w roku 2050.
W kwestii redukcji emisji świat wpędził się w pułapkę. Ponieważ do tej pory nie zrobiono nic bądź prawie nic – światowe emisje gazów cieplarnianych wzrosły w zeszłym roku o 1,3 proc. – nowe zobowiązania powinny być ambitniejsze, niż te proponowane wcześniej, kiedy mieliśmy więcej czasu na ich realizację.
Krótko mówiąc, by uniknąć katastrofalnego wzrostu temperatury, należy zrobić więcej niż kiedykolwiek w krótszym czasie i liczyć, że wzrost temperatury nie uruchomi tzw. dodatnich sprzężeń zwrotnych, czyli mechanizmów przyspieszających ocieplenie poza zasięg naszych działań. A te są w tym momencie dalece niewystarczające – aktualne polityki klimatyczne poszczególnych krajów oznaczają wzrost temperatury o ok. 3,1°C do 2100 roku.
Źródła: oko.press.pl [Wojciech Kość], wnp.pl [Kalina Olejniczak]