PL   |   EN

Mój autholizm

Mój autholizm
Jeśli mnie dobrze znacie, to wiecie, że jestem zapalonym rowerzystą, miłośnikiem kolei i komunikacji miejskiej. Jednak autoholizm nie ominął także mnie.

Książka

Autoholizm, czyli dziś w pierwszej kolejności książka Marty Żakowskiej. Książka wydana w rzucającej się w oczy czerwonej okładce z morzem samochodów na zdjęciu. W środku zaś doświadczymy dalszego zalewu samochodów, na kolejnych zdjęciach z naszych miejskich chodników, trawników czy innych miejsc publicznych. Oraz smoczek z wyścigówką. To oczywiste symbole zalewającego nas i wszechogarniającego Polskę autoholizmu. Autoholizmu, czyli zjawiska „głębokiego uzależnienia Polek i Polaków od samochodów ugruntowanego tworzonym dekadami systemem wartości, w którym samochód był zawsze symbolem modernizacji i zachodniego stylu życia”.

Przeczytałem tę książkę, bo nie mogę przejść obojętnie obok zjawiska, które mnie fascynuje nie mniej niż jazda na rowerze, koleją lub komunikacją publiczną. Nie mogę przejść obojętnie obok naszej obojętności. Obojętności wobec faktu, że samochód jest prywatnym taranem w przestrzeni publicznej. Nie jest tylko osłoną przed odległością, deszczem, słońcem czy wiatrem, ale przed drugim człowiekiem. A nawet jest przeciw temu drugiemu człowiekowi bronią. Bardzo skuteczną, bo jak samochodem zaparkuję: „…to co mi k...a zrobisz?”. Zwłaszcza, że nasze państwo jest dziś ostoją działań wzmacniających tych, który mają siłę, przeciw tym, którym tej siły brakuje.

Samochód jak broń

Tę broń mam także ja. Dziś stoi w garażu, bo od poniedziałku do piątku używam jej bardzo rzadko. Jak już wyjadę na ulicę, to w oczach wielu zapewne używam jej nieumiejętnie. Przecież jak można na drodze ekspresowej nie jechać więcej niż 110 km/h i to w dodatku po to, aby oszczędzać na benzynie! Albo 30 km/h w terenie zabudowanym – przecież to obraza dla silnika! Mam tę broń, choć bardzo jej mieć nie chciałem. Ale – wiecie, rozumiecie – jest wiele powodów, aby jej w Polsce używać. Nie wszędzie dojeżdża autobus, kolej, albo samochodem z całą rodziną i tobołami jest po prostu taniej i wygodniej. Nie można nie ulec takim argumentom. Więc, mimo wieloletniemu oporowi, uległem.

Fenomen

Od wielu lat też próbuję zrozumieć fenomen zjawiska, które dopiero Marta Żakowska właściwie nazwała. Mam swoje własne wnioski, które nie do końca zbiegają się z tymi, o których Marta pisze. Owszem, autoholizm to w Polsce zaszłość historyczna, wynikła z faktu, że kiedyś nie było można, było to trudne lub zakazane, a więc stało się symbolem głębiej niż samochód zakorzenionego w naszej kulturze oporu wobec Państwa. Nawet dziś zbieramy pokłosie tej antypaństwowości, kiedy właściciele samochodów krytykują każdą najmniejszą próbę opodatkowania czy ograniczenia przestrzeni dla samochodów, choć Państwo od 30 lat jest już nasze własne, a nie zaborcze lub komunistyczne.

Autoholizm to też w Polsce jak najbardziej symbol dobrobytu i statusu społecznego, choć w niewielkim stopniu różni to nasze Państwo od innych, gdzie także samochód takim symbolem był i często nadal jest – podtrzymywany przy życiu w blichtrze reklam samochodowych koncernów. Jednak ta symbolika w Polsce jest moim zdaniem jeszcze głębiej osadzona niż tylko w odbiciu od PRL-owskiej szarości i urawniłowki. Samochód moim zdaniem jest przedłużeniem polskiej tradycji użytkowania konia w charakterze transportu oraz symbolu wyższego statusu – szlachectwa, pokazanego m.in. w filmie „Cwał” Krzysztofa Zanussiego. A ta tradycja sięga znacznie głębiej niż nawet narodziny samochodu.

Autoholizm to także wypadkowa samopodtrzymującej się mitologii niedasizmu społecznego, w której samochód nader często staje się bohaterem pozytywnym – jednym dostępnym środkiem podróży. Jednak znów w moich oczach ten niedasizm sięga głębiej niż tylko w sferę braku komunikacji publicznej, dróg rowerowych czy chodników. Ten niedasizm wynika z naszego oporu przed wprowadzeniem porządku przestrzennego na wzór najlepszych przykładów ze świata. Porządku, który by wymagał budowania tylko tam, gdzie wspólnota pozwoli i gdzie mogą dotrzeć inne wspólne usługi po najniższych możliwych kosztach dla społeczeństwa. Nasz opór jest skuteczny, bo w wielu miejscach polski jest nas po prostu na tyle niewielu, iż takie porządki przestrzenne wydają się wszystkim zbyteczne. Po co mielibyśmy mieszkać w zwartym mieście, kiedy dookoła tyle pola się marnuje? A jedynie zwarte miasto gwarantuje, że usługa publiczna w postaci komunikacji zbiorowej może się pojawić bez nadwyrężania wspólnego budżetu. Gdzieś w tym naszym autoholizmie są zawarte nie tylko kwestie społeczne (albo aspołeczne!).

Trudna miłość

Niemniej zgadzam się z autorką książki, że wyjść z uzależnienia możemy szczególnie konsekwentnie stosując „trudną miłość”. Trudna miłość, czyli przypominanie na każdym kroku, że można inaczej, albo, że ustalono pewne zasady, za których łamanie ponosi się konsekwencje. W Polsce trudniejsza jest to jednak miłość, gdyż jesteśmy jednym z niewielu krajów na świecie, gdzie samochody mogą parkować na chodnikach. W dodatku jesteśmy jednym z tych krajów, gdzie zgodnie z przysłowiem „pewne zasady się nie przyjęły”. Ja od zmiany tej zasady nasze leczenie bym zaczął.

Pewnie jak się nie wie co poradzić, to wzywa się pomocy młodych. Wszak praca nad zmianą naszej przestrzeni to plan na pokolenia. Młodzi dają trochę nadziei. Najnowszy raport Lata Dwudzieste, pt. Debitanci'23 pokazuje, że jednym z ich marzeń jest zielone sąsiedztwo z dobrym dostępem do transportu publicznego. Ale czy daszą to osiągnąć, kiedy świat meblują im dziadersi ze swoim nadwyraz rozwiniętym autoholizmem? Filip Górski ciekawie rozwinął myśl dotyczącą tego jak świat umeblowali sobie jego rodzice pod dyktando samochodu i jak on sam się dziś w nim czuje przewidując, że autoholizm w istocie złamał niejednemu widoki na szczęśliwą starość. 

Dla mnie najskuteczniejszym lekiem na autoholizm są korki. One pokazują nam cenę brnięcia w ślepą uliczkę i tym samym dają szansę na dyskusję o tym, czy brnąć w nią dalej budując nowe drogi, czy wracać na chodniki, drogi rowerowe, buspasy i torowiska. Ze ślepej uliczki jak wiadomo jest tylko jeden wyjazd. Trzeba zawrócić, a nawet wysiąść z samochodu. Można też zacząc od przeczytania "Autholizmu" Marty Żakowskiej. 

Tagi

Stworzone przez allblue.pl