W poniedziałek poszedłem do szewca, aby odebrać naprawione buty. Ponieważ szewc musiał jeszcze coś doszyć, mogłem w jego pracowni posłuchać Polskiego Radia Programu I. Nie była to niegdyś ulubiona przez wszystkich audycji „Lato z radiem”, ale dyskusja z jednym z polityków. W sumie nie pamiętam już głównego tematu rozmowy, bo w pewnym momencie prowadzący wywiad oraz jego rozmówca zaczęli otwarcie nabijać się z ludzi takich jak ja – działaczy organizacji pozarządowych. Co to za zawód „działacz pozarządowy”, zupełnie jak w PRL-u „dyrektor” czy „prezes”? – komentowali zniesmaczeni.
Może to i nie zawód, ale w organizacjach pozarządowych mają prawo ludzie pracować, a nie tylko „dorabiać na boku” czy uprawiać wolontariat. Całkiem niedawno wybuchła za naszą granicą wschodnią granicą wojna, która pchnęła w stronę naszych granic miliony uchodźców, którym trzeba było pomóc. Poradziliśmy sobie z tym jako społeczeństwo, m.in. dlatego, że są w nim pracownicy takich organizacji jak Caritas-Polska, Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, Polska Akcja Humanitarna i innych, których nazwy nie zawsze łatwo sobie przypomnieć, bo może wolą działać poza blaskiem fleszy. Pracownicy, czyli wynagradzani w pełnym wymiarze godzin ludzie, którzy się na pomocy znają.
Charakter pracy w naszej fundacji - Instytut na rzecz Ekorozwoju - jest zasadniczo inny niż w przypadku wyżej wymienionych organizacji zajmujących się pomocą osobom pokrzywdzonym, bo zajmujemy się analizą i dostarczaniem rozwiązań na arenę Politycznych dyskusji. Możliwe, że rozmówcy w Polskim Radiu nasza praca kojarzy się źle, bo dostarczamy merytorycznych argumentów tam, gdzie politykom i pracownikom administracji rządowej tych argumentów brak. Mam nieodparte wrażenie, że tak właśnie jest w przypadku programu wydatkowania środków w ramach REPowerEU dla Polski.
Spotkanie sygnalizujące przygotowanie programu REPowerEU w Polsce i proces jego konsultacji także odbyło się w poniedziałek. Przyszli nań przedstawiciele różnych ministerstw oraz około 10-osobowa grupa działaczy organizacji pozarządowych o profilu ekologicznym i społecznym, w tym ja. Po krótkiej prezentacji, podczas której podkreślono, że w pewnych zakresach programu wciąż poszukiwane są pomysły na dobre wydanie środków, rozpoczęła się dyskusja. Przebiegała w następujący sposób: dwa-trzy głosy ze strony organizacji pozarządowych z propozycjami – odpowiedź ze strony odpowiedzialnego za poruszone kwestie ministerstwa.
Traf chciał, że z ok. 15 osób z różnych ministerstw na sali, tylko dwie w istocie zabierały głos. Wynik dyskusji: 11 głosów z pomysłami od organizacji pozarządowych, 2 głosy z ministerstw (tylko komentujące te propozycje). Możliwe, że przedstawiciele ministerstw w inny sposób zgłoszą swoje pomysły do programu REPowerEU, ale z przebiegu spotkania odnoszę wrażenie, że jeśli tylko administracji rządowej i politykom brakuje pomysłu na rozsądne wydanie pieniędzy, nagle okazuje się, że organizacja pozarządowe są OK.
Co ciekawe, na sali były głównie organizacje pozarządowe finansowane ze środków nie pochodzących z budżetu państwa. Można powiedzieć, że sami przyznaliśmy się do tego, bo w jednym z głosów padł postulat, aby część wydatków z REPowerEU przeznaczyć na projekty wspierające takie organizacje, jak nasze (nie oznacza to, że dostaniemy te środki bez konkursu!). Dlaczego bowiem rząd, chcący się posiłkować pomysłami organizacji pozarządowych, ma słyszeć głosy ludzi, którzy obecnie nie mają szansy dostać od tego rządu, w sposób bezpośredni**, ani grosza?
Poświęćmy zatem kilka chwil na postulaty, które zgłosiliśmy, bo może były to postulaty antypolskie, antyrządowe, złe dla polskiego społeczeństwa? Zgłosiliśmy zatem, po raz kolejny zresztą, potrzebę reformy spółdzielczości energetycznej, aby spółdzielnie energetyczne mogły powstawać także na obszarach miejskich, bo w miastach żyje przecież ponad 60% Polaków. Zgłosiliśmy potrzebę lepszego zbadania i wsparcia działań w zakresie ubóstwa energetycznego i wykluczenia transportowego Polaków. Chcieliśmy, aby ludzie żyjący w ubóstwie mogli otrzymać nawet 100% dotacji na remont swojego domu w celu oszczędzania energii.
Zgłosiliśmy propozycję rozszerzenia dofinansowania w zakresie elektromobilności na zakup elektrycznych rowerów i rowerów towarowych - głównie z myślą o rodzinach z dziećmi i seniorami. Zgłosiliśmy potrzebę przygotowania Długoterminowej Strategii Niskoemisyjnej do roku 2050, aby Polacy wiedzieli, dokąd zmierzamy jako kraj. Po spotkaniu wysłałem także do odpowiedzianych ministerstw pomysł założenia Funduszu Zazieleniania Miast, który mógłby wspierać gminy w pozyskiwaniu gruntów na przedmieściach w celu tworzenia nowych obszarów zieleni miejskiej przy osiedlach, gdzie dzika suburbanizacja (zwana także patodeweloperką) nie zadbała o jakiekolwiek usługi publiczne.
Na tym spotkaniu pokazaliśmy się po raz kolejny, jako organizacje pozarządowe będące nośnikiem wiedzy, wartości i zasad. Dla nas nie liczy się kolor politycznego krawata. W takim właśnie duchu skomentowałem w czwartek TOK FM głosowanie polskiego rządu w Radzie Unii Europejskiej na temat celów w zakresie emisji gazów cieplarnianych z sektora produkcji samochodów osobowych. Po roku 2035 roku wszystkie przedawane w Unii Europejskiej nowe pojazdy mają nie emitować gazów cieplarnianych. Polska – po raz kolejny jako jedyna w Europie, zagłosowała przeciw, choć trzy Państwa wstrzymały się od głosu.
Z punktu widzenia merytorycznego, dla ochrony klimatu nowe cele to bardzo potrzebny krok. To także dobry krok, aby odejść od kończących się paliw kopalnych, a w przemyśle stymulować innowacyjne rozwiązania, dzięki którym europejski przemysł motoryzacyjny będzie mógł przyszłości wyprzedzić przemysł amerykański czy azjatycki i przedawać więcej od nich samochodów. Tyle w Polityce. W polityce głosowanie Polski było egoistycznym zagraniem pod publiczkę rządu określonej partii politycznej. Dzięki temu głosowaniu, choć do października jeszcze daleko, teraz już wiem, że jesteśmy "na wyborach".
Veto w zakresie tych przepisów, było dla rządu na arenie europejskiej mało szkodliwe, a na przemysł motoryzacyjny jako kraj i tak mamy znikomy wpływ. Jedyne co rząd, a zwłaszcza powiązana z nim partia polityczna, mogli osiągnąć, to krajowy rozgłos na fali szerokiego zainteresowania prasy tym tematem – zainteresowania sprzedawanego pod lekko zafałszowanym hasłem wprowadzenia zakazu sprzedaży samochodów spalinowych od 2035 roku. Rozgłos ten, ku mojemu rozgoryczeniu, udało się osiągnąć, przy okazji mieszając, słuszną z powodów merytorycznych, politykę klimatyczną z błotem.
To polityczne błoto oblepia mnie, moją organizację i szereg innych ludzi, którzy zajmują się rozwiązaniem problemu zmiany klimatu zawodowo, profesjonalnie i z pełnym poświęceniem. My jednak pozostajemy czyści, bo w naszych działaniach nie ma demagogii. Czasem tylko pozwalamy sobie na prima aprilis.
* - Felieton "Rządzi nami "p"olityka" napisałem w 2018 roku. Więcej archiwalnych felietonów możesz przeczytać w książce: "Klimatyczny pamiętnik pandemii".
** - Jak wiadomo część środków, które przekazuje nam Komisja Europejska, pochodzi ze składki płaconej przez Polskę.