Co o jest EU ETS?
W ostatnich kilku felietonach opisałem praktycznie wszystkie cechy charakterystyczne oraz sposób działania systemu ETS, czyli pozwoleń na emisję gazów cieplarnianych. W skrócie najważniejsze elementy systemu:
1. Na obszarze Unii Europejskiej ustanawia się górny limit emisji gazów cieplarnianych z należących do mechanizmu sektorów (to głównie duże przedsiębiorstwa energetyczne i produkcyjne oraz transport lotniczy).
2. W kolejnych latach limit ten jest coraz mniejszy, aby zapewnić redukcję emisji i ochronę klimatu.
3. Limit ten jest rozdzielony pomiędzy poszczególne kraje i wyrażony jest w przydziale dla każdego kraju puli pozwoleń na emisję.
4. Każdy kraj jest zobowiązany sprzedać na rynku (w Polsce poprzez giełdę energetyczną) większość (aktualnie 57%) swoich pozwoleń na emisję gazów cieplarnianych przedsiębiorstwom energetycznym*.
5. Przedsiębiorstwa produkcyjne wciąż mają prawo otrzymać pewną pulę pozwoleń za darmo. Darmowe pozwolenia przyznaje się w większej ilości tym przedsiębiorstwom, które skuteczniej ograniczały emisje w poprzednich latach.
6. Przychody ze sprzedaży pozwoleń trafiają do budżetu sprzedającego je Państwa i w co najmniej 50% powinny być wykorzystane na inwestycje w gospodarkę niskoemisyjną.
7. Sprzedane lub przyznane za darmo uprawnienia mogą być dalej odsprzedawane w szczególności po to, aby Ci, którzy nie maja ich wystarczająco dużo mogli je odkupić od tych co mają ich za dużo i prowadzić dalej swoją działalność produkcyjną lub energetyczną. Emitujący więcej ponoszą zatem dodatkowe koszty, a emitujący mniej uzyskują dodatkowe korzyści. Wszystkim opłaca się jednak inwestować w rozwiązania ograniczające emisje po koszcie niższym niż aktualna cena pozwoleń na emisję.
ETS a wolny rynek
Tak skonstruowany system opiera się na mechanizmie rynkowej wyceny wartości pozwoleń na emisję. Mechanizm rynkowy z natury swojej rzeczy jest zmienny i wywołuje okresowe fluktuacje cen, co w języku giełdowym określane jest mianem hossy lub bessy. Już na samym początku działania systemu wystąpiła „bessa” na rynku pozwoleń do emisji, a więc były one bardzo tanie tak, że nie motywowało to nikogo do modernizacji. Dlatego Komisja Europejska wprowadziła coś w rodzaju interwencyjnej puli pozwoleń do emisji, tzw.: rezerwę stabilizacyjną. Dotychczas działanie rezerwy polegało na tym, że części planowanych na poszczególne lata pozwoleń do emisji nie wprowadzano na rynek, aby ceny nie były zbyt niskie. Jednak wzrost cen pozwoleń do emisji uwidocznił się nad wyraz dobrze pod koniec 2021 roku.
Powstaje pytanie, czy Komisja Europejska widząc wzrost cen pod koniec 2021 roku nie powinna zadziałać odwrotnie, czyli uwolnić z rezerwy stabilizacyjnej dodatkowe pozwolenia, aby nie pozwolić na skokowy i nadmierny względem własnych prognoz wzrost ceny. Możliwe, że tak należało postąpić, ale osobiście nie wiem, czy instytucje Unii Europejskiej są w stanie działać w ramach tego rynku w tak szybkim tempie. Notowania giełdowe zmieniają się z godziny na godzinę i z dnia na dzień, a Komisja Europejska, żeby zatwierdzić system rezerwy stabilizacyjnej potrzebuje solidnych uzasadnień i decyzji Parlamentu Europejskiego. Pozwolenia przyznawane są też na okres danego roku i nagłe zwiększenie puli w trakcie roku mogłoby być znane za nieuzasadnione zaburzenie rynku.
W tym miejscu jednak dochodzimy do innego pytania: Dlaczego Komisja Europejska, a w ślad za nią cała Unia Europejska zdecydowała się na w istocie dość skomplikowany i z natury swojej niestabilny system ograniczania emisji gazów cieplarnianych poprzez ETS? Przecież można by kwestię ponoszenia kosztów za emisję gazów cieplarnianych rozwiązać łatwiej, np. poprzez podatek nałożony na każdą wyemitowaną jednostkę gazów cieplarnianych. Byłby to tzw.: podatek węglowy, a jego stawka mogłaby być ustalona na kilka lat do przodu i progresywnie zwiększana zapewniając doskonałą przewidywalność cen. Podobny mechanizm, pod nazwą dywidendy węglowej, jest opisany w książce Marcina Popkiewicza „Świat na rozdrożu”, czyli pierwszym wydaniu „Rewolucja energetyczna – ale po co?”.
ETS a polityka
Taki podatek był jeszcze kilka lat temu rozważany w Unii Europejskiej. Jest jednak podstawowy problem z wprowadzeniem takiego mechanizmu na skalę Unii, a problemu tego nie ma z prowadzeniem mechanizmu EU ETS. Podatek musi zostać uchwalony w Unii Europejskiej poprzez głosowanie jednomyślne, czyli każdy kraj musi się na takie rozwiązanie faktycznie zgodzić. Natomiast system EU ETS jako rozwiązanie z zakresu ochrony środowiska, mógł zostać wdrożony w Unii Europejskiej poprzez głosowanie większościowe, czyli ktoś mógł zostać przegłosowany. Zatem mimo iż podatek byłby rozwiązaniem zapewniającym większą przewidywalność kosztów emisji gazów cieplarnianych, a może nawet można by wprowadzić różne stawki podatku w zależności od kraju członkowskiego (np. niższe dla Polski), to jego wprowadzenie w Unii Europejskiej jest bardzo trudne. Dlatego jak na razie wprowadziła sobie taki podatek jedynie Szwecja, na własne życzenie.
Osobiście, mimo iż jestem blisko krajowej i europejskiej polityki klimatycznej, nie słyszałem jednak, aby ze środowisk rządowych lub biznesowych w Polsce wysunięte zostały jakiekolwiek konkretne pomysły na zmianę systemu EU ETS lub jego zastąpienie w sposób, który dalej umożliwiałby skuteczną redukcję emisji gazów cieplarnianych. Ktoś się zająknął o podatku węglowym? Ktoś się zająknął o awaryjnym uwolnieniu pozwoleń z rezerwy stabilizacyjnej? Ktoś powołał jakąś Radę Mędrców? Nikt. Mamy klasyczne polskie machanie szabelką i zadzieranie nosa, a konstruktywnych pomysłów nie słychać.
W Fundacji Instytut na rzecz Ekorozwoju już wiemy, że o tym będzie nasza marcowa debata on-line na portalu chronmyklimat.pl. Może znajdziemy rozwiązanie.
* We wcześniejszych latach były dostępne także pule darmowych pozwoleń dla przedsiębiorstw energetycznych, ale powoli wycofano się z tego rozwiązania. Tylko kraje o PKB niższym niż 60% PKB UE mogły przedłużyć okres przyznawania darmowych uprawnień sektorowi energetycznemu do 2030 roku – nie ma wśród tych krajów Polski.
Rysunek
A tymczasem Joe Biden dzwoni do Wladimira Putina...