Wszystkie trzy linie wybiegają w przyszłość. Wszystkie trzy także dotyczą emisji gazów cieplarnianych. Ponieważ piszemy po Polsku, wszystkie trzy dotyczą także Polski. Wszystkie trzy są także trochę jak wariacja szopenowska na ten sam temat – są wyobrażeniem tego, co może się stać w zakresie emisji gazów cieplarnianych w Polsce w przeciągu najbliższych 20-30 lat. Warunkiem realizacji tych wyobrażeń, są proponowane zmiany w sposobie produkowania energii przez Polskę. Wszystkie te trzy linie są także tak ulotne, jak dźwięki fortepianu i już za dwa-trzy lata mogą przyjąć całkiem inny kształt, ale na dziś wydają się wciąż realne.
Linia pierwsza
Pierwsza linia to emisje gazów cieplarnianych, które prawdopodobnie wynikłyby z braku aktywnych inwestycji w polski sektor energetyczny. Można dopowiedzieć, że brak tych inwestycji prawdopodobnie mógłby wynikać z braku środków na ich realizację, zwłaszcza środków pochodzących z pomocy świadczonej nam w tym zakresie przez Unię Europejską. W takim przypadku prawdopodobnie w 2030 nie ograniczylibyśmy swoich emisji od dziś (one nawet by wzrosły!), a do 2030 roku o około 14%, do wartości 334 tys. ton CO2eq. Taka linia przedstawiona jest w Polskim Krajowym Planie Energii i Klimatu oraz Polskiej Polityce energetycznej do 2040 roku, a następnie wykorzystywana w innych opracowaniach, jako punkt odniesienia.
Linia druga
Druga linia to emisje gazów cieplarnianych, które prawdopodobnie byłyby rezultatem aktywnych zmian w Polskim sektorze energetycznym oraz gospodarce zaproponowanych przez Polski rząd Komisji Europejskiej w roku 2019 w ramach Krajowego Planu Energii i Klimatu. Większość tych zmian sfinansowano by ze środków Unii Europejskiej, ale trzeba przyznać, że część byłaby wkładem własnym z naszego budżetu. W takim wypadku w 2030 roku ograniczylibyśmy swoje emisje od dziś o 14%, a do 2040 roku nawet o 30%. Taka linia też jest przedstawiona w Polskim Krajowym Planie Energii i Klimatu oraz Polskiej Polityce energetycznej do 2040 roku.
Linia trzecia
Trzecia linia to emisje gazów cieplarnianych, które powinny być rezultatem zmian w Polskich systemie energetycznym oraz gospodarce, aby myśleć na poważnie o zażegnaniu kryzysu klimatycznego, czyli o tym, iż globalna temperatura nie wzrośnie o ponad 1,5 st. C ponad temperaturę notowaną w latach 50-tych XVIII wieku. Taka linia też istnieje i została narysowana w scenariuszu ograniczenia emisji spójnym z oczekiwaniami społeczności międzynarodowej wyrażonymi w Porozumieniu Paryskim z roku 2015. Scenariusz ten został przedstawiony w tym tygodniu na konferencji CAN-Europe. Przewiduje on, że w 2030 roku wyemitujemy w Polsce o 62% mniej niż dziś gazów cieplarnianych, a w 2040 roku osiągniemy 90% redukcji emisji tych gazów. Co ciekawe podobną linię zmian w emisji gazów cieplarnianych z polskiej energetyki przedstawił zespół CAKE jeszcze wiosną znajdując możliwości jej osiągnięcia.
To jest możliwe
Trzecia linia, jeśli na nią spojrzymy na obrazku, wydaje się całkiem niedorzeczna. Niby jak mielibyśmy w ciągu 15-20 lat pozbyć się prawie całej emisji gazów cieplarnianych z naszej gospodarki i przy tym nie stracić? Warto zwrócić jednak uwagę, że większość analiz ekonomicznych analizujących skutki tej zmiany nie mówi o faktycznej stracie, ale obniżeniu tempa wzrostu naszych zysków. To tak, jakbyśmy zamiast dziesięciu dodatkowych ciastek rocznie, mieli przez kilka lat dostawać tylko dziewięć.
Ponadto w naszej niedawnej historii gospodarczej mieliśmy już epizod, w którym tempo spadku emisji gazów cieplarnianych było podobne do oczekiwanego przez Porozumienie Paryskie, a w dodatku towarzyszył temu wysoki wzrost gospodarczy (wzrost naszych zysków). W latach 1996-2001 ograniczaliśmy swoje emisje o 63 tys. ton CO2eq rocznie, mimo iż stale w tym okresie wzrost gospodarczy był dodatni, w niektóre lata nawet w zakresach 4-6%. Emisje spadły wtedy z 461 tys. ton CO2eq do 385,5 tys. ton CO2eq, a wszystko jeszcze praktycznie bez pomocy zagranicznej z Unii Europejskiej.
Wdowi grosz
Wciąż zatem obniżenie emisji gazów cieplarnianych o wartości potrzebne do uniknięcia katastrofy klimatycznej jest możliwe i samo w sobie nie będzie powodowało znaczącego obciążenia naszych przyszłych zysków. Chyba tylko nasza pazerność powoduje, że płaczemy nad każdą zgubioną złotówką, jak po wysłuchaniu najsmutniejszego utworu Chopina. Czas na wdowi grosz do kapelusza wędrownego grajka!